Nasz Irysek tez byl ofiara tej samej Fundacji. Oto opinia mojej mamy
na temat Fundacji SOS Bokserom napisana po zakonczeniu sprawy.
SZCZESLIWE ZAKONCZENIE SPRAWY BOKSERA IRYSA - LEONA Z LODZI W MOJEJ OCENIE
W dniu 18.08.2014 (poniedzialek) okolo poludnia pies uciekl,
prawdopodobnie za sunia. Ma 8 lat, doskonale zna otoczenie, wiec
sadzilam, ze wkrotce wroci. Kiedy sie tak nie stalo - od poznego
wieczora szukaly psa trzy ekipy, jezdzac po osiedlu, przywolujac go
gwizdkiem na ktory zawsze ragowal. Bez rezultatu.
Nastepnego dnia we wtorek 19.08 obdzwonilam schroniska i lecznice dla
zwierzat. Pies jakby zapadl sie pod ziemie. Droga elektroniczna
rozeslane zostaly ogloszenia, prosilam o pomoc w znalezieniu psa rozne
instytucje zwiazane ze zwierzetami, tj. schroniska, lecznice, fundacje,
Towarzystwo Opieki nad Zwierzetami, radio, osoby znane i nieznane.
Rozwiesilam tez plakaty ze zdjeciem Irysa. Odezwalo sie wiele osob.
Weryfikowalam rozne sygnaly i informacje.
Zadzwonila
rowniez pani, zwiazana z Fundacja SOS Bokserom z siedziba w Warszawie,
przedstawila sie jako Marzena i stwierdzila, iz jest w posiadaniu mojego
pieska. W trakcie rozmowy stwierdzila jednak, ze to chyba zbieg
okolicznosci, bo moj pies jest starszy, ponadto nie jest zaczipowany jak
ten ktorego posiadala Fundacja. Uwierzylam w ta opowiesc. Telefonow od
przedtawicieli tej Fundacji bylo jednak wiecej. Za kazdym razem
przedstawiano sie wprawdzie innym imieniem, ale ja mialam wrazenie, ze
rozmawiam z ta sama osoba. Zaczelo mnie to intrygowac. Za kazdym razem
opisywalam psa, ale kiedy prosilam, zeby mi go pokazano zawsze zbywano
mnie stwierdzeniem, ze posiadany przez nich pies jest mlodszy, ma czipa
zarejestrowanego na schronisko w Wojtyszkach, z czasem znaleziono nawet
podobno jego wlasciciela i ogolnie robino balagan w informacjach o psie.
Moj pies jest u mnie od 8 tegodnia zycia i nie mam nawet pojecia gdzie
sa Wojtyszki.
Za kazdym razem zadano, bym wyslala
dokumenty Irysa. Odnioslam wrazenie, ze sa one nawet wazniejsze niz
zwierze. Wielokrotnie padlo tez pytanie, czy rzeczywiscie chce odzyskac
psa.
Kuriozalna zas byla ostatnia rozmowa z pania Ela
Krzyczkowska, przedtawicielka tejze fundacji, ktora na moja prosbe o
kontakt z psem - a wowczas pokaze wszystkie dokumenty i zdjecia
zwierzrecia odpowiedziala, iz nie wie w ktorym miejscu Polski Irys sie
dokladnie znajduje. Gdy zas zapytalam o cel wysylania ksiazeczki psa o
ktorym nie wiem nawet czy jest moj - pani Ela bezczelnie stwierdzila, iz
“mam grac wedlug ich regul, bo inaczej nigdy nie odzyskam psa”.
Powiedzialam wowczas pani Eli w kilku gorzkich slowach, co mysle o
takiej fundacji.
Jak sie okazalo pozniej z
korespondencji mailowej miedzy pania Marzena a pania Ela los mojego
zwierzatka w tym momencie zostal przesadzony. Irys zostal wywieziony do
Warszawy.
Znalazl sie jako pies porzucony na stronie fundacji,
byl przygotowywany do kastracji i adopcji. Jedyny pozytyw byl taki, iz
na “milion” procent wiedzialam, ze to Irys.
Nie
wierzylam, ze to dzieje sie naprawde. Tego bylo dla mnie juz za duzo.
Skontakotwalam sie z klinika weterynaryjna wspolpracujaca z fundacja i
zagrozilam sadem w przypadku jakichkolwiek dzialan na moim piesku. Mam
wrazenie, ze od tej chwili sprawa nabrala tempa.
Nagle, po wielu
dniach okazalo sie, ze pies ma wiecej niz 2 lata (jak caly czas
twierdzono). Nie jest zaczipowany. Okazalo sie tez, iz ktos zadal sobie
wiele trudu, by pies robil wrazenie opuszczonego, bo nawet jego obroza
zostala zastapiona przez inna, tez czerwona, chociaz zidentyfikowana
jako pochodzaca ze schronika Na Paluchu.
Zdjecie psa
bylo na stronie fundacji, moglam wiec wyslac skan jego ksiazeczki
zdrowia bez obawy, ze pokaza mi jakies inne zwierze. Niestety po psa
musialam pojechac do Warszawy. Cala ta sprawa kosztowala mnie duzo
zdrowia i nerwow, nie tylko mnie zreszta.
Pies spal w
domu nieprzerwanie przez 3 doby. Sikal w mieszkaniu a do tej pory nigdy
mu sie to nie zdarzalo. Co myslal, nie dowiem sie nigdy. Dzis juz jest
spokojniejszy, choc na chwile nie moge zostawic go samego, bo widze
panike w jego oczach. Musialam zrezygnowac z wyjazdu do Choracji
planowanego na 19.09 zeby nie fundowac psu nastepnego stesu i nie
zostawiac go u znajomych.
Dlugo zastanawialam sie, czy
napisac to wyjasnienie. Chcialam ogarnac sie psychicznie i nabrac do
sprawy dystansu. Moze Fundacja SOS Bokserom pomoga jakims skrzywdzonym
zwierzetom, nie wiem. Wiem natomiast, ze pies zdrowy, zadbany zostal
potraktowany przedmiotowo, jak towar. Zapomniano, ze bokser to zwierze
bardzo wrazliwe, latwo ze zdrowego psiaka zrobic wrak. To moj trzeci
pies, a drugi bokser.
Zabraklo zwyklej dobroci, troski a przede wszystkim odpowiedzialnosci.
Drogie panie z Fundacji SOS Bokserom (te od kontaktu ze mna). Wam nie powierzylabym pod opieke nawet dzdzownicy. Dlaczego?
Nie jestescie wrazliwe na los ani psa, ani czlowieka. Jestesmy tego
najlepszym przykladem. Nie znajac ani mnie, ani psa ocenilyscie, ze
nie jestem osoba odpowiedzialna do posiadania go. Przez przeszlp 30 lat
mialam normalna zdrowa rodzine. Dwa i pol roku temu zmarl moj maz. Corka
jest lekarzem, mieszka poza granicami Polski. Zostal pies. Panie
podjely tak wazna decyzje o naszym zyciu miedzy kawa a ciasteczkiem?
Jakim prawem? Czy to glupota, czy brak wyobrazni? A moze tak duze parcie
na wladze? (Swoja droga chetnie dowiedzialabym sie o rzekomych
“rewelacjach” z mojego zycia).
Klamstwa, serwowane pod tzw. “publiczke”. By pieknie sie toczyla historia “szczesliwego zakonczenia” sklamano wiele razy bo:
pies nie blakal sie 2 tygodnie po Retkini, bo ja mieszkam w innej
dzielnicy a na osiedlu bywam trzy razy w tygodniu, mam na to
wielu swiadkow
18.08 tj. w dniu zaginiecia Irys byl
fotografowany przez moja corke podczas porannej rozmowy na Skype -
dowodem jest zdjecie z data
nie biegal z zakrwawiona mordka w
chwili schwytania. Zostal ugryziony pozniej. Dowodem znow sa zdjecia tym
razem pochodzace z galerii fundacji. Prosze porownac te poczatkowe i
pozniejsze. To ja powinnam zadac okazania ksiazeczki zdrowia psa, ktory
ugryzl Irysa. Nie mowiac o innych zadaniach. Za zdrowie psa odpowiada
ten, kto go przetrzymuje tj. fundacja
juz w drugim dniu od
zaginiecia psa mialam kontakt z fundacja. Skad wiec posadzenie o brak
zainteresowania z mojej strony jego losem? Skad wiec, jak nie z
ogloszenia, posiadano number mojego telefonu?
Na stronie
fundacji znalazlam wczesniejszy wpis z dn. 28.05 alarmujacy o fatalnej
kondycji finansowej. Moze wobec tego nalezy zmienic jej zarzad. Przy
obecnym bowiem umykaja panstwu pieniazki miedzy palcami. Gdyby bowiem
pozwolono mi zidentyfikowac psa jeszcze w Lodzi, bez dodatkowych
atrakcji, fundacja mialaby moja dozgonna wdziecznosc a co za tym idzie
takze dobra opinie i hojny datek. Wiem, ze nie jestem przypadkiem
odosobnionym. Kocham psy, zwlaszcza boksey. Takze moja corka ma na ich
punkcie “bzika”. Czesto wchodzimy na strony roznych fundacji z nimi
zwiazanymi. Po kontakcie z Fundacja SOS Bokserom pozostal mi tylko
niesmak. Bardzo pragne wierzyc, ze w organizacji tej sa tez inni ludzie,
madrzy, rozsadni, wrazliwi. Wszystko zalezy przeciez od ludzi,
wlasciwych na wlasciwych miejscach.
Na tej drodze
pragne podziekowac panu Waliczkowi z Fundacji Boksery Niczyje. Ten
czlowiek przywrocil mi wiare w szlachetna, bezinteresowna chec niesienia
pomocy zwierzetom. Odpowiedzial na moj apel o pomoc w poszukiwaniu psa.
Na wszystkich etapach wspieral mnie dobra rada i dodawal otuchy.
Dziekuje rowniez pani z Fundacji Boksery w Potrzebie (przepraszam, nie
znam nazwiska). Fundacja umiescila ogloszenie na swoim profilu na
facebooku i brala czynny udzial w poszukiwaniach. Kazde dobre slowo i
rada bardzo sie liczyly. Jeszcze raz serdeczne dzieki.
Dziekuje takze Ali, Monice, tobie Piotrusiu, ze mimo nawalu zajec tak
szybko dowiozles nas szczesliwie do Lodzi. Dziekuje mojej rodzinie,
znajomym, nieznajomym, osobom i instytucjom, ktore odpowiedzialy na moj
apel o pomoc w poszukiwaniu Irysa. Jest on jednym z nielicznych czlonkow
mojej rodziny i jest dla mnie bardzo wazny. Jeszcze raz wszystkim
bardzo serdecznie dziekujemy - ja i moj piesek. Tak prosze Panstwa
wyglada szczesliwy pies i szczesliwe zakonczenie. Szkoda, ze nie dzieki
Fundacji SOS Bokserom.
Krystyna Pawlowska - wlascicelka Irysa
Zyczymy by Dianka znalazla sie wkrotce ze swoim Tata w domku. Pragniemy
dodac otuchy wszystkim zaangazowanym osobom. Nie traccie nadziei na
pomyslne zakonczenie. Nam sie powiodlo.
Ty tam z tej fundacji sos , nie pieprz głupot.
OdpowiedzUsuńkolk z szemranych sosów poniosło cię ... w sumie to szkoda , ze ciebie i panieny z sosów żaden pies jeszcze nie zaatakował i nie unieszkodliwił na dobre , bo tyle krzywdy ile one zrobiły zwierzakom to chyba mało kto potrafi zliczyć
OdpowiedzUsuńMój pies nie urywał ale urwał się a to jest zasadnicza różnica.Szkoda.że ta litościwa dusza,która go złapała nie bała się,ze pies ją zagryzie.Ona doskonale wiedziała,że bokser,to wielka pierdoła.Przy groźnej minie łagodność i nieśmiałość.Z innym,nawet yorkiem nie poszło by jej tak łatwo.Podobno wałęsał się od kilku dni,kiedy ja mam jego fotografię z datą z dnia porwania.Proszę nie manipulować faktami.I to nie Irys pogryzł,ale sam został pogryziony,już w Fundacji co również widać na zdjęciu.
OdpowiedzUsuń